O tym jak postanowiłem pojechać sam z Cleveland nad Niagarę po stronie kanadyjskiej, o tym jak zostałem oszukany przez ciemnoskórego obywatela stanów zjednoczonych oraz o tym jak wyznawcy islamu porysowali mi auto i co ja na to. W sumie o tym ostatnim będzie w następnym wpisie o stanach.
W Cleveland miałem pracować przez dwa tygodnie, co dawało mi jeden wolny weekend, który mogłem wykorzystać na zwiedzanie. Problem w tym, że w Cleveland nie ma co zwiedzać. Początkowo planowałem wyskoczyć do Nowego Jorku, ale logistyka i koszty okazały się zbyt trudne do przełknięcia (same bilety 1k zł) i musiałem zweryfikować plany. Jedna z dyrektorek firmy przy wspólnym obiedzie zasugerowała, żebym się wybrał nad Niagarę i pomyśłałem sobie – raz się żyje, młodszy nie będę!
We dwoje łatwiej, w grupie raźniej, ale lubię czasem podróżować samemu wraz z idącymi za tym plusami i minusami. Samotna podróż to jest taka namiastka kryzysowej sytuacji, w której twój mózg przełącza się w tryb wzmożonej analizy. W podróży czasem smutno, kiedy nie ma się do kogo odezwać, zadzwonić, napisać, ale potem zostaje tylko duma, że się udało i kilka selfie w telefonie. Dodatkowo nie miałem nawet z kim pojechać na ten weekend, więc przeszło mi przez myśl, żeby odpuścić, ale zamiast tego zacząłem planować.
Po pierwsze samochód
Postanowiłem wypożyczyć auto, poszedłem do lokalnej wypożczalni Hertz, bo tylko oni nie potrzebowali ode mnie karty kredytowej i całą transakcję mogłem spokojnie sfinalizować kartą debetową. Zarezerwowałem auto na sobotę, najmniejsze i najtańsze jakie się dało, co i tak tanie nie było. W piątek spakowałem się w plecak, wiedziałem, że to tylko weekend więc postanowiłem spał w aucie, żeby zaoszczędzić na noclegach, których ceny zaczynały się od 400zł wzwyż… U wrót wypożyczalni byłem już około 07:40, obok mnie kilku amerykanów. Ciemnoskóry amerykanin otworzył drzwi, oczywiście turystę potraktowali jako obywatela drugiej kategorii i nagle byłem ostatnim z petentów. W międzyczasie nie dało się nie zauważyć, że jest jakiś problem – mianowicie wypożyczalnia nie miała na stanie aut, ani jednego auta w całej wypożyczalni. Wkurwiłem się strasznie, powiedziałem, że czekam już 40 min, auto miało być na 8. a ja już powinieniem być w drodze, on na to, że nie mieli zwrotów w tej lokalizacji (kurwa!), ale że załatwi mi auto tylko potrzebuje czasu. Troszkę hinduski styl – don”t worry sir, we’re working on it!
Pan amerykani wykonał jakiś telefon, po czym powiedział, że ma dla mnie auto w innej lokalizacji. Jak to kurwa – grzecznie zapytałem. Ten tłumaczy, że w tamtej lokalizacji mieli zwroty i będzie na mnie czekało auto. Myślę sobie kurwa mać, co za kraj, ale pytam czy mnie podrzucą do tej lokalizacji. Dziad mówi, że nie i że będe musiał wziąć taksówkę, moja mina wyrażała tysiąc słów w tamtym momencie, więc szybko dodał, że odliczy mi koszt taxi od ceny wypożyczenia i że zaraz zadzwoni po transport. Pytam jak się nazywa firma, która podjedzie, a on na to, że gość nazywa się Will.
Poznajcie Willa
Czekałem na zewnątrz na jakąś taksówkę, nagle podjeżdza takie starte, mocno zdezelowane auto i wysiada z niego szczuplutki, ciemnoskóry facet z afro na głowie – Will. Podchodzi do mnie i pyta, czy to ja się wybieram do innej lokalizacji Hertza, potwierdzam. Will mówi, żebym poczekał i wchodzi do środka rozmówić się z typem, co mnie piekielnie wkurwił jeszcze chwilę temu. Po 5 minutach wychodzi i każe mi wsiadać. Jedziemy. Nagle widzę, że wyjeżdżamy z miasta i Will pyta: Czujesz się bezpiecznie w Cleveland?. Zdębiałem. Jakiś koleś wywozi mnie właśnie z miasta, nikt mnie tu nie zna, mam przy sobie aparat, karty i pieniądze, a on mnie pyta, czy czuję się tutaj bezpiecznie? Przełknąłem ślinę zanim odpowiedziałem, że niebardzo. Ku mojemu zdziwieniu powiedział, że on też nie, że było tu strasznie niebezpiecznie, ale teraz jest trochę lepiej, dużo kamer, policjantów i oświetlenia. Odetchnąłem dopiero, kiedy w oddali zauważyłem lokalizację Hertza. Zaparkowaliśmy, poprosiłem o rachunek, wypisał mi jakąś kartkę i skasował $20! Za 10 minut jazdy! Jawny rozbój, dobrze, że miałem przy sobie gotówkę.
Jest około 10., a już wkurwiło mnie trzech afroamerykanów
Jestem w wypożyczalni, czekam w kolejce. Kiedy się wreszcie doczekałem, podchodzę do pana i tłumacze mu całą sytuację. Mówię mu, że zostałem tutaj wysłany, bo ponoć ma tu na mnie czekać auto. Wyobraźcie sobie moją minę, kiedy powiedział mi: Nie mamy żadnego auta. Ten skurwiel z poprzedniej wypożyczalni zwyczajnie mnie oszukał i jestem na jakimś wypizdowie, uboższy o $20! Kłócę się z nim, że co to ma być, że mam rezerwację, że jestem odsyłany i płacę pieniądze za nic! Każe mi poczekać i idzie na zaplecze zadzwonić. Za mną w kolejce jakiś chłopak, byłem tak wkurwiony, że wszystko mu opowiedziałem, tak się we mnie gotowało, że musiałem się tym z kimś podzielić! Po dłuższej chwili facet wraca. Przeprasza mnie, tłumaczy że faktycznie (chuj nie) kolega dzwonił do niego zapytać, czy ma jakieś auto, a on mu odpowiedział, że mają jedynie dużego trucka, więc ma zapytać klienta czyli mnie, czy takie auto mi pasuje i oddzwonić. Ten chuj nie oddzwonił, tylko w ciemno mnie wysłał wiedząc, że nie ma dla mnie auta. Byłem wkurwiony, wyczerpany i blisko rezygnacji z wycieczki. Było już późno (jak na rozpoczęcie wycieczki nad Niagarę), byłem bez auta, a droga długa!
Uśmiech losu i hen nad Niagarę
Jedyny tego dnia przebłysk szczęścia dla mnie spowodował następującą sytuację. Okazało się, że chłopak za mną oddawał pięknego, czerwonego chevroleta i dostałem go w cenie małego auta, ponadto odliczył kasę za taksówkę i dostałem zniżkę za to, że tyle to trwa. Oczywiście sam zażądałem sprawiedliwości. Wziąłem auto bez ubezpieczenia, bo i tak zapłaciłem jak za zboże, zostawiłem depozyt 1000 zł, a ubezpieczenie wynosiło równowartość wypożyczenia auta. Nic nie może mi się stać przez 2 dni, prawda? Błąd. Auto w automacie, poprosiłem gościa, żeby mi wytłumaczył co i jak i w drogę nad Niagarę…No…powiedzmy…CDN
Chcesz poznać pierwszy wpis o pobycie w stanach? Zajrzyj tutaj.
Lubię również czytac o tej przygodzie, rozśmieszyla mnie :) szkoda, ze nie było kolejnej części.